Zdobywamy najwyższy szczyt Chorwacji – Dinara. Projekt: Korona Bałkanów.

Dinara – 1831 m.n.p.m.

   pokonany dystans        18,2 km        
   start z Glavas, położonego na   wysokości        550 m.n.p.m.
    przewyższenie        1281 m
    czas przejścia z postojami        6h   19 min.
    podejścia/zejścia        1322 m

 

 

 

     ” – Jaka miejscówka!!!” Paweł ma uśmiech tak szeroki, że zaczynam obawiać się o jego twarz! Na wyposażeniu mamy studnię z woda pitną, lampę oświetlającą teren, ławy ze stołami pod rozłożystym dębem i cudowne widoki! Wszystko tak jak lubimy i do tego zupełnie za darmo.

 

 

        Kiedy docieramy do Glavas na miejsce noclegowe jest już dość późno, ponieważ dość sporo czasu poświęciliśmy na zwiedzanie mijanego po drodze miasta Knin.  Jemy kolację i nie marnując czasu pakujemy plecaki. Muszą być przygotowane dziś, aby rano nie tracić na tę czynność czasu. Dla każdego batony energetyczne, butelki z wodą i torebeczki z izotonikami w proszku. Wszystko musi być  po równo, na dwie osoby! Pakujemy również zapasowe skarpety, krótkie spodenki, cieplejszą podkoszulkę i drobiazgi potrzebne w trakcie drogi. Do plecaka trafiają również tabletki przeciwbólowe, maść na stłuczenia, plastry i bandaż.  Przygotowujemy sobie ubrania na rano. 

 

Wejście

      Jest jeszcze ciemno kiedy otwieram oczy. Podekscytowana wyskakuję z auta, odpalam palnik gazowy i stawiam czajnik z wodą na poranną kawę. Szykuję śniadanie, a w między czasie próbuję obudzić Pawła. Trochę go poganiam – czego on bardzo nie lubi, ale dzień jest już o tej porze roku dość krótki, a zdecydowanie nie chcemy wracać po zmroku!

 

 

       Ruszamy! Początek szlaku jest mało skomplikowany. Słońce już wstało i robi się coraz bardziej widno. Ścieżka łagodnie pnie się w kierunku widocznych już z daleka ruin. To nasz pierwszy szczyt z Korony Bałkanów, takie to ekscytujące! Czytaliśmy, że wejście jest dość czasochłonne, nie jest trudne, mimo to trochę się boimy, ale równocześnie cieszymy się jak dzieci. 

 

 

        Pokonujemy krótki odcinek prowadzący przez niewysoki las. Dochodzimy do rozdroża i chwilę zastanawiamy się nad kierunkiem marszu. Do wyboru mamy ścieżkę w lewo albo w prawo. Paweł decyduje, że idziemy w lewo, a żeby nie było nudno, wrócimy drugą stroną. Dróżka na tym odcinku początkowo trawersuje dość stromym zboczem, lecz nie sprawia nam to trudności, natomiast jej końcówka to strome podejście, które nieźle daje nam w kość. Podczas marszu wypatrujemy namalowanych na kamieniach znaków, co w tym terenie i krajobrazie okazuje się nie być takie łatwe. Wychodzi z tego taka trochę zabawa w „kto pierwszy dostrzeże”.

 

 

       Mijamy małą kamienną chatkę. Paweł odbija ze szlaku i zagląda do jej wnętrza. W środku znajduje się palenisko, garnki i artykuły do wykorzystania w ramach nagłych wypadków.  Dochodzimy do skalnej krawędzi Dinary. Wpatrujemy się zauroczeni w strome żleby, fascynujące skalne ściany i roztaczające się przed nami wyjątkowo ładne krajobrazy!  

 

 

 

        W dalszej części szlak prowadzi zboczami porośniętymi skarłowaciałą kosodrzewiną, miejscami z jakiegoś powodu – myślimy, że pożaru – kosodrzewina jest  martwa i pozostała po niej plątanina zbielałych pni i gałęzi. Wygląda to nieziemsko! Krajobrazy dookoła są kapitalne!

 

 

     

        Już ją widzimy! Na szczycie majaczy jakaś postać. To chyba Hiszpan, który ma bazę w tym samym miejscu co my. Wieczorem podpytywał nas, o której wychodzimy. Powiedzieliśmy mu, że o 6:00….. Hiszpan wyruszył o 6:00, my niestety 45 min. później.   

      Ostatnie, ostre, krótkie podejście, dzwoni mój telefon. Staram się szybko zakończyć rozmowę, bo już jest tak blisko! „ Pierwsza, pierwsza!” – krzyczę!!!

 

 

      Jesteśmy tacy szczęśliwi! Udało się! Daliśmy radę! Stoimy na dachu Chorwacji! Dookoła niezapomniane, górskie krajobrazy, a my pośród nich! Z wielkim namaszczeniem Paweł umieszcza naszą flagę na słupku znajdującym się na szczycie. Jest polska, biało-czerwona z napisem PodrozeDlaKazdego.pl  Pod słupem znajduje się metalowa skrzynka. Jest w niej książka pamiątkowa i Paweł oczywiście dokonuje wpisu.

 

Zejście

         Schodzimy wąską, ciasną ścieżką pośród gęstej kosodrzewiny, by po kilkuset metrach  wyjść na otwartą przestrzeń. Wyjątkowe widoki spowalniają marsz, ponieważ nie możemy odmówić sobie wykonywania zdjęć. 

 

 

 

 

      Zanim dotrzemy do rozdroża pokonujemy jeszcze dość strome zejście pośród wielkich głazów i starych powykręcanych dębów  oraz cudną ścieżkę wiodącą przez wysokogórskie pastwiska, z widokiem na stare, pasterskie zabudowania.

 

 

 

        Zejście okazuje się być bardziej męczące od podejścia. Stawiamy ostrożnie stopy, ponieważ nawierzchnia ścieżki to piargi – czyli okruchy skalne, na których z łatwością można się „poślizgnąć” i przewrócić.

      Paweł ma jeszcze siłę i schodzi z głównego szlaku. Idzie za znakami do jaskini, a potem zwiedza jeszcze ruiny…ja niestety nie mam już na to ochoty. Marzę o ściągnięciu butów!

 

 

 

Kiedy docieramy do auta Hiszpan już ze smakiem zajada obiad. Odpalamy gaz i po niedługiej chwili również jemy ciepły posiłek, odpoczywamy, pakujemy manatki i późnym popołudniem opuszczamy Glavas.

 

     

      Nogi mamy zmęczone, jednak nie możemy sobie odmówić atrakcji, która znajduje się w zasadzie po drodze. Udajemy się do miejsca gdzie swoje źródło ma rzeka Cetina, a noc spędzamy na dziko nad brzegiem Jeziora Perucko.

 

Dodaj komentarz