7-8 października 2020r.
W pierwszej części wpisu o tym jak zdobyliśmy najwyższą górę kontynentalnej części Hiszpanii i zarazem całego Półwyspu Iberyskiego – Mulhacén! W drugiej przeczytacie jak Wy możecie ją zdobyć!
Mulhacén (3478 metrów n.p.m)
Położony w południowej części Hiszpanii, w Górach Betyckich, w paśmie Sierra Nevada, jest także najwyższym szczytem kontynentalnej Europy, który usytuowany jest poza Alpami i Kaukazem. Jego nazwa pochodzi od imienia muzułmańskiego króla Grenady – Muleya Abdula Hassana, który rzekomo został pochowany na jej wierzchołku, jednak nigdy nie udało się odnaleźć jego grobu jak i skarbów, które zostały z nim zakopane.
Od listopada do maja na zboczach Mulhacéna najczęściej leży śnieg, a kiedy widoczność jest doskonała zobaczyć można z jego szczytu Afrykę. Prowadzi na niego kilka oznakowanych szlaków turystycznych. Najbardziej popularne to te z Pradollano i z Trevelez. My zdecydowaliśmy się na wejście od strony miejscowości Pradollano. Należy pamiętać, że Pasmo Sierra Nevada charakteryzuje bardzo suchy i wietrzny klimat, w wyższych partiach gór nie ma żadnych źródeł ani potoków. Z tego względu należy zabrać ze sobą spora ilość napojów.
Dzień pierwszy.
Mijamy Grenadę i ustawiamy w google maps trasę na Pradollano. Nasz Flyliner dzielnie pokonuje zakręt za zakrętem i pnie się w górę, wyżej i wyżej. Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w El Dornajo Visitor Centre. Warto tu wstąpić, ponieważ znajduje się tu genialna makieta całego masywu. Jeden z członków obsługi pokazuje nam dokładnie którędy mamy iść! Kupujemy tu jeszcze mapę i ruszamy dalej.
Po kilku kilometrach krętą drogą docieramy na wysokość 2550m n.p.m. Jest tu parking, na którym spędzamy dwie noce, z fantastycznym widokiem na oświetloną po zmroku, milionem żarówek Grenadę. Otaczają nas nagie rdzawe szczyty, głazy i kamienie, które tworzą iście księżycowy krajobraz, a poczucie magii miejsca potęguje świadomość, że śpimy w kamperze na wysokości przewyższającej najwyższy szczyt Polski! (Rysy 2499m n.p.m.)
Najważniejsze na dziś to załatwić transport na jutrzejszy dzień. Idziemy do miejsca gdzie z okien kampera wypatrzyliśmy busa. Trafiamy w punkt, bo to właśnie stąd odjeżdżają samochody, które posiadają pozwolenie na dojazd do najdalej położonego punktu, gdzie można nimi dojechać. Udaje nam się i już po chwili mamy miejsce w busie na jutrzejszy dzień. Co prawda dopiero na 10:00, bo jest bardzo dużo chętnych i te wczesno-poranne kursy są już zabukowane, ale i tak jesteśmy bardzo zadowoleni. Znacznie skróci nam to jutrzejszą drogę i oczywiście czas przejścia. Umawiamy się jeszcze z kobietą, że gdyby jednak zwolniło się miejsce na wcześniejszy kurs to wyśle nam informację sms.
Przed zachodem słońca idziemy jeszcze na krótki spacer z Ryszardką. Pomiędzy skałami przechadzają się kozice górskie, a my rozkoszujemy się tą cudowną przyrodą i fantastycznymi górskimi krajobrazami!
Dzień drugi
Rano spokojnie szykujemy prowiant, napoje i pakujemy plecaki. Jest lekkie zdenerwowanie, w końcu przed nami trekking na, jak do tej pory, najwyższy szczyt górski. Mamy jeszcze sporo czasu, a jesteśmy już prawie gotowi. Popijam poranną kawę i nagle dostrzegam, że Paweł ma nieodczytanego sms! Przyszedł kilkanaście minut temu, od kobiety z busa! Jest dla nas miejsce na 9.30! Musimy się pośpieszyć, jeśli chcemy zdążyć! Szybko opanowujemy sytuację, zamykamy kampera, biegniemy na postój busów i okazuje się, że zapomniałam …maseczki!
Paweł biegnie z powrotem do naszego auta po maseczkę dla mnie, a ja siłuję się z Rysią, bo Rysia nie chce wejść do klatki, która jest w bagażniku do transportu psów. Udaje mi się umieścić Rysię w środku i jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, już na spokojnie odnajduję maseczkę w kieszeni… Rysia niestety nie potrafi się pogodzić z sytuacją w jakiej się znajduje i całą drogę szczeka, piszczy, jest „ogólnie męcąca” . Nie jesteśmy jednak sami, razem z nami jedzie grupa młodych mężczyzn z Hiszpanii. Zarówno ja, Paweł, a także wspólnie z nami Hiszpanie całą drogę próbujemy ją uciszyć, jednak bezskutecznie!
Pierwsze 9km trekkingu jest bardzo przyjemne i nie sprawia żadnych trudności. Droga jest oczywista i nie da się tu zabłądzić. Na szlaku mijamy zaledwie kilka osób i sporo kozic górskich. Jest ciepło, świeci słonko i towarzyszą nam wspaniałe górskie krajobrazy. Dokładnie tak jak lubimy! Po pierwszym etapie, przed bezpośrednim, końcowym wejściem na szczyt, robimy krótką przerwę. Jemy przygotowane wcześniej kanapki, a chcąc się upewnić, że na pewno dobrze idziemy konsultujemy trasę z parą, która tak ja my je drugie śniadanie przed atakiem szczytowym i siedzi obok nas.
Od teraz robi się trudniej i zdecydowanie bardziej męcząco. 45 minut idziemy po kamieniach, wąską, półtorakilometrową, stromą ścieżką, trudno to chyba nawet nazwać ścieżką! Kiedy jesteśmy już niedaleko szczytu słyszymy nawoływania „-Rysza!, Rysza!”. To Hiszpanie, którzy jechali z nami busem! Śmiejemy się, że płaczącą Rysię zapamiętają na długo! Oni już schodzą i próbują nam coś wytłumaczyć, my nie rozumiemy! Zrozumiemy dopiero za jakiś czas!
Na szczycie jest dość sporo osób. Widoki zapierają przysłowiowy dech w piersiach! Jest pięknie! Widoczność mamy idealną! Odpoczywamy, zostawiamy polską flagę i ruszamy tą samą trasą w drogę powrotną, nie chcemy aby zastał nas na szlaku zmrok!
W drodze powrotnej wyjaśnia się o co chodziło Hiszpanom. Idąc dostrzegamy na przeciwległym do nas zboczu ludzi, wysoko, takich maleńkich i dociera do nas, że mogliśmy skrócić drogę idąc właśnie tamtędy. Niestety teraz jest już za późno, żeby tam się dostać, musielibyśmy nadrobić sporo drogi i właśnie to, że można sobie trochę skrócić powrót próbowali nam wytłumaczyć Hiszpanie!
Pomimo, że to październik jest bardzo, bardzo ciepło. Zupełnie nas to zaskoczyło. Nie przewidzieliśmy, że na tej wysokości, o tej porze roku będą takie wysokie temperatury. Paweł myślał, że będzie zimno, spodziewał się że będzie śnieg! Kazał mi zabrać do plecaka ciepłe ubrania i rękawiczki, a ja żałuje, że nie mam krótkich spodenek!
Powoli krok za krokiem zbliżamy się do górnego przystanku busów i myślimy, że to koniec wędrówki, że ktoś nas zwiezie na parking. Niestety dowiadujemy się, że nie ma już dla nas opcji zjechania. Nie wiem skąd, ale czujemy w sobie moc i dziarsko ruszamy w dół! Jest pięknie! Wąska ścieżka wije się pomiędzy niewielkimi wzniesieniami, i chyba te fantastyczne widoki, które nas otaczają dodają nam energii! Rozpiera nas duma i jesteśmy niezwykle szczęśliwi! Endorfiny buzują w żyłach, gdy po długiej wędrówce docieramy do naszego domku na kółkach!
Mamy to!!! Kolejny szczyt z Korony Gór Europy za nami!
Po kilku dniach od zdobycia Mulhacena otrzymujemy wiadomość od jednej z naszych czytelniczek, z pytaniami jak wejść na niego? Oczywiście dzielimy się nabytą wiedzą i doświadczeniem. W nagrodę otrzymujemy od Sary zdjęcie!
Mulhacen w pigułce:
- Start: miejscowość Pradollano i najwyżej położony parking. Dojeżdżamy tu od strony Grenady.
- Po drodze do Pradollano znajduje się: El Dornajo Visitor Centre
Warto się tu zatrzymać. W środku znajduje się makieta Masywu i można dokładnie zobaczyć przebieg trasy na Mulhacena. Można tu kupić również mapę oraz pamiątki.
- Czas przejścia trasy, z dojazdem i zjazdem busem jest podawany od 6 do 8 godzin. My zrobiliśmy to w 7 godzin, bez zjazdu busem.
- Nr telefonu pod którym można zarezerwować miejsce w busie: +34671564407
- Płaciliśmy 6 euro za 1os. i 2 euro za psa.
- Koniecznie zabierzcie ze sobą ok. 3-4litrów wody oraz prowiant. Na trasie nie ma sklepów ani schronisk.
- Trasa jest technicznie łatwa. Nie potrzebna jest uprząż, liny lub inne zabezpieczenia. Zdecydowanie potrzebna jest dobra kondycja i bardzo dobre buty!
Nocleg:
- dla osób podróżujących kamperem polecamy najwyżej położony w tej okolicy parking: https://park4night.com/lieu/19022/parking-camping-car-jour-et-nuit/carretera-hoya-de-la-mora/spain/granada#prettyPhoto – zaznaczę, że trzeba mieć własną toaletę, bo w okolicy ciężko o sanitariaty i lasy ;), w październiku parking był bezpłatny. Jest położony blisko miejsca skąd odjeżdżają busy.
- dla tych co nie podróżują kamperem, w Pradollano, na popularnym portalu rezerwacyjnym, znajdziecie nocleg dla dwóch osób już od 200zł za dobę.
Cześć, moglibyście zaktualizować, dodać informację dotyczącą zejścia, z którego skorzystali inni? Ten, o którym mówili Wam Hiszpanie? Będzie to zapewne pomocne dla innych zdobywców Mulhacen 🙂
Nie będziemy opisywać czegoś gdzie nie byliśmy 🙂 Szlaki są na aplikacji Mapy.cz, którą gorąco polecamy i można je sobie sprawdzić. Wtedy jej jeszcze nie używaliśmy…
Z którego miejsca finalnie startowaliście?
Startowaliśmy z parkingu Hoya de Mora na wys. 2550m npm. To miejsce jest nad Pradollano.