20 maja 2019 rok
Góra ze względu na swój kształt pobudza wyobraźnię wielu. Niektórzy twierdzą, że stworzył ją człowiek. Interesowali się nią naukowcy z całego świata. W 2012 roku wierzono, że miejsce to będzie jednym z niewielu na świecie, które zostanie ochronione przed mającym nastąpić kataklizmem. W tamtym czasie ludzie z całej Europy przyjechali tu szukać zbawienia. Interesował się nią Hitler i ponoć nawet UFO odwiedza Rtanj. Widywane są tu niezidentyfikowane obiekty latające, błyski, a nawet kosmici! Samoloty znikają z radarów, a mieszkańcy widują świetliste kule. Niektórzy wierzą, że posiada ona moc uzdrawiania.
Rtanj to niewielki masyw górski we wschodniej Serbii, położony w Górach Wschodnioserbskich (Karpatach Serbskich) . Jest on najwyższą częścią tych gór, a jego najwyższy szczyt to góra Siljak 1565 m.n.p.m. Na jej wierzchołek prowadzi oznakowany szlak z miejscowości Rtanj, ponieważ Rtanj to również niewielka wioska leżąca u stóp Siljaka, słynąca z herbaty o cudownej mocy. |
Dziś już jesteśmy w mojej ulubionej Serbii, w małym, uroczym uzdrowisku Sokobanja . Wczoraj po zdobyciu szczytu Magaro, wznoszącego się nad Jeziorem Ochrydzkim, nie ociągając się wsiedliśmy w auto i opuściliśmy Macedonię Północną. Przejazd zajął nam ok. 6 godzin. Od rana mamy piękną pogodę, świeci słońce, ale ponieważ kwatera, którą wczoraj zarezerwowałam była dostępna tylko na jedną noc, dzisiejszy dzień jesteśmy zmuszeni rozpocząć od poszukiwań miejsca do spania na kolejne dwa dni. Właśnie z tego powodu wejście na serbską piramidę, która jest głównym celem naszego przyjazdu w te okolice, rozpoczynamy dopiero popołudniu i niestety pogoda nie jest już tak doskonała.
Na szlaku
Kiedy dojeżdżamy do Rtanj, wieś wygląda jakby nikt tu nie mieszkał. Pusto na ulicach, zero turystów, nawet nie mamy kogo zapytać o drogę. Wypatrujemy szlaku, jakiegoś znaku i nic! Dopiero kiedy przejeżdżamy przez wieś po raz kolejny , Paweł dostrzega metalową tablicę z mapą. Teraz już jest prosto. Kierujemy się zgodnie z oznakowaniem i zjeżdżamy z głównej ulicy, w drogę gruntową. Jedziemy nią jak daleko się da. Nie ma tu parkingu, co trochę mnie dziwi, miejsce jest dość popularne i auto zostawiamy na poboczu, w okolicy źródełka, które niestety chyba wyschło.
Podczas kiedy szykujemy się do wyruszenia na szlak, zaczyna lać. Cóż, nie odzywamy się, nie komentujemy, ale obojgu jest nam to na rękę, bo po wczorajszym dość szybkim marszu na ponad 2000 m.n.p.m. trochę mamy zmęczone nogi. Chwilę milczymy, padają pierwsze słowa i za obopólną zgodą zapada decyzja o przełożeniu wycieczki na dzień jutrzejszy. Jakoś tak jednak marudzimy jeszcze chwilę przy aucie, wychodzi słońce i niebo robi się całkowicie bezchmurne…jednak ruszamy!
Początek nie jest łatwy idziemy drogą, którą płyną strumienie wody spływające z gór, buty grzęzną nam w błocie i jedynie Rysia jest zadowolona, bo Rysia bardzo lubi wodę. Po kilkudziesięciu metrach męczącego marszu dostrzegamy obok drogi na trawie ścieżkę, zapewne wydeptali ją nasi poprzednicy. Przedzieramy się przez chaszcze do ścieżki i idzie nam się teraz trochę wygodniej.
Po niedługim czasie docieramy do lasu. Tu jest już zdecydowanie przyjemniej. Typową górską, krętą ścieżką, z korzeniami i kamieniami wspinamy się zakosami pośród drzew. Jest dość stromo, ale dzięki temu szybko pokonujemy dużą różnicę wysokości. Docieramy na łąkę i mamy przed sobą piękny widok na Siljaka, a otaczają nas żółte kosaćce i pachnące bzy lilaki.
Po krótkiej przerwie na kanapkę i zdjęcia, w tych pięknych okolicznościach przyrody ruszamy dalej. Teraz jest łatwiej, teren jest prawie płaski, ścieżka tylko nieznacznie się wznosi. Maszerujemy przez las i tylko czasami wychodzimy na częściowo, otwartą przestrzeń, z pięknymi krajobrazami. Po około półtorej godziny dochodzimy do rozdroża u podnóża Siljaka i zaczynamy podejście samym zboczem piramidy. Energii piramidy jak nie czuliśmy, tak nie czujemy!
Widoki mamy cudne, jednak zaczynają się nad nami zbierać chmury. Przed samym szczytem spotykamy, kilkoro turystów, Paweł zamienia z nimi kilka słów. Przewodnikiem jest Serb, a turyści są z Brazylii. Oni już schodzą i nikogo więcej tu nie ma, jesteśmy sami, tak jak lubimy!
Na szczycie jest magicznie! Niebo zaciągnęło się złowrogo, a ruiny kaplicy na szczycie dodają tajemniczości, może nawet trochę grozy temu miejscu. Brakuje tylko UFO i błysków! Z łysego szczytu cieszymy się widokami na każdą stronę świata! Robimy pierwsze zdjęcia i nagle grzmot! Odwracamy się i dostrzegamy na przełęczy, poniżej szczytu, chmurę burzową zmierzającą w naszym kierunku, ogniste wyładowania też widzimy! Są błyski! W celu przyspieszenia ewakuacji używam niecenzuralnych słów i rozpoczynamy zbieg stromym zboczem piramidy! Jest grubo! Zwyczajnie boimy się, bo nie mamy gdzie się schować, a takiej energii zdecydowanie nie chcemy poczuć!
Przemieszczamy się tak szybko, że doganiamy ludzi napotkanych wcześniej. Wyprzedzamy ich, a kiedy jesteśmy prawie przy rozdrożu dostrzegamy kolejną chmurę burzową. Paweł zatrzymuje się i ubiera foliowy płaszcz przeciwdeszczowy, no i zostaje w tyle! Mnie deszcz nie przeszkadza, biegnę dalej byle jak najszybciej znaleźć się na dole! Rysia pędzi za mną, dla niej to fantastyczna zabawa, tak sobie biec z pańcią w strumieniach deszczu.
Docieram do lasu i ku mojej ogromnej radości przestaje padać. Chwilę czekam na Pawła i już spokojnie schodzimy dalej razem. Kiedy spomiędzy drzew dostrzegamy pierwsze zabudowania wsi, niebo się rozchmurza i wychodzi słońce!
Rtanjski čaj
Zmęczeni i głodni, mamy przed sobą jeszcze jedno zadanie, musimy kupić herbatę, z której słynie miejscowość czyli Rtanski Caj. Na początek Paweł puka do drzwi jednego z domów, przed którym stoi tabliczka z informacją o sprzedaży herbaty. Otwiera starsza kobieta, prowadzi nas do lichego garażu i z zakurzonej szafki wyciąga pęczek ziół. Cena jak dla mnie jest za wysoka, cóż chyba za bardzo chcą zarobić na turystach. Jednak nie odpuszczam. Chwilę kręcimy się autem po miejscowości i trafiamy do bardzo osobliwego miejsca, położonego zaraz przy głównej drodze. Właścicielem jest mocno „nawiedzony” człowiek! Będzie się działo! Paweł go zagaduje o energię piramidy, a on chętnie zaczyna snuć swoją opowieść. Opowiada o piramidzie oraz zjawiskach z nią związanych, o „wysokofrekfentnej enerdżi”, a na poparcie swoich teorii pokazuje nam zdjęcia. Wydał też kilka książek o tematyce związanej z tą górą.
Jesteśmy głodni, a teczek z dokumentami i zdjęciami przybywa… zaczyna mnie to męczyć. Wierzę w energię dobrą i złą… ale sfotografowana przez niego energia wygląda tak, jak promienie świetlne na zdjęciu, które jest zrobione pod słońce. Na pewno widzieliście coś takiego, ja mam ich sporo – a i historia o kosmosie jest trochę naciągana. Osobliwy pan tak się rozpędza, że pokazuje nam również fotografie rodzinne i opowiada swoją historię życia. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło! Pan ma w sprzedaży herbatę! W zasadzie to nie wiem czego się spodziewam, ale kiedy widzę suszony pęczek ziół rzucony na stół czuję rozczarowanie. Herbata to rzadko występujący cząber górski, który porasta zbocza Siljaka. Kupujemy pęczek i wracamy do Sokobanji.
Pomocne informacje:
- Serbska piramida położona jest zaledwie 5o km od głównej autostrady biegnącej przez Serbię! Jeśli jedziecie więc do Grecji, koniecznie zaplanujcie postój w Sokobanji i odwiedźcie piramidę.
Pokonany dystans: ok. 15 km
w górę/w dół: ok. 950 m czas przejścia z postojami: ok. 4 – 5 godz. wysokość początkowa: 590 m |
- Nocleg, a najlepiej dwa, zaplanujcie w uzdrowisku Sokobanja. Miejscowość zdecydowanie warta odwiedzenia. dodatkowo w jej okolicy znajduje się kilka ciekawych miejsc, wartych zobaczenia. Tanie i przyjemne noclegi znajdziecie na https://www.booking.com/. Apartament dla 2 os. (sypialnia, łazienka, aneks kuchenny) od 70-80zł za noc.
- Na wjazd do Serbii potrzebujecie paszport oraz zieloną kartę.
- Waluta: dinar serbski. Z Polski zabierzcie euro, które bez problemu wymienicie w tutejszych kantorach.
- Zabierając psa pamiętajcie o paszporcie i ważnym szczepieniu przeciwko wściekliźnie.
Fajnie piszecie Asiu! Zazdroszczę wejścia, ja byłam tylko pod piramidą.
Będzie okazja odwiedzić raz jeszcze i Rtanj i Sarganską 8 i Zakola Uwac.
Dziękujemy! Dokładnie tak jak piszesz, jak się czegoś nie zobaczy, albo gdzieś nie wejdzie, czegoś nie zaliczy, to jest okazja żeby wrócić w dane miejsce 🙂 Nam nie udało się w ubiegłym roku kupić biletów na Szargańską Ósemkę i już jest plan, aby tam wrócić 🙂 Pozdrawiam!
W czasach ograniczonych możliwości podróżowania szukam właśnie czegoś mniej popularnego i ten Siljak wygląda super:)
Chętnie poprzeglądam pozostałą część bloga.
Zachęcam również do siebie: http://www.summitate.wordpress.com