Hegyestű wygasły wulkan
Zostajemy na Węgrzech. Dzień wita nas dość rześkim powietrzem! Kuchenka jak nie działała, tak nie działa, a bardzo chce nam się kawy! Paweł idzie do kempingowej toalety i szczęśliwie odkrywa, że w tym samym budynku, w części gdzie znajdują się umywalnie do naczyń, jest kuchenka elektryczna! Poranny rytuał parzenia i picia kawy uratowany!
Podczas śniadania, Paweł znajduje w internecie zasady startów paralotnią w okolicy. Nie może wystartować. Startowisko znajduje się na terenie Parku Narodowego i aby móc z niego korzystać należy się zarejestrować 7 dni przed planowanym lotem! Jest nam przykro, ale ruszamy na podbój wulkanów!
Jedziemy wzdłuż Balatonu, a naszym celem jest wulkan Hegyestű. Prawie równolegle do drogi, którą jedziemy biegnie wyasfaltowana trasa rowerowa. Niestety nie możemy z niej skorzystać, bo zamiast rowerów mamy naszą towarzyszkę Adelę. Będziemy mieli powód aby tu wrócić! Tu jest tak malowniczo, że zatrzymujemy się co kawałek i robimy zdjęcia. Jadąc nie tylko podziwiamy widoki, ale równocześnie wypatrujemy punktu informacji turystycznej. Nie mamy żadnej mapy ani przewodnika, a chcemy jak najlepiej wykorzystać ten dzień. Dwa kolejno mijane budynki z napisem „Informacja turystyczna” są zamknięte, wreszcie trzeci jest otwarty i dostajemy darmową mapę i kilka ulotek.
Za miejscowością Zanka, odbijamy w lewo i kierujemy się na Monoszlo. Po chwili dostrzegamy drogowskazy prowadzące do miejsca, które nas interesuje. Droga jest dobrze oznakowana i docieramy bez problemu.
Zostawiamy auto na dużym parkingu, uiszczamy opłatę i ruszamy! Już po kilku metrach widzimy 50 metrową ścianę, która odkrywa wnętrze bazaltowego wulkanu Hegyestű! Jest to pozostałość po nieczynnym już kamieniołomie, w którym wydobycie prowadzone było ręcznie. Jest to najbardziej typowe i efektowne wystąpienie bazaltów o ciosie kolumnowym na Węgrzech. Zjawisko takie jest rzadko spotykane w Europie. My mieliśmy okazję podziwiać już wcześniej tego typu geologiczną ciekawostkę na terenie Czech, a mianowicie miejsce zwane „Panská skála „
Aby dostać się na szczyt wulkanu idziemy uroczą ścieżką, częściowo po drewnianych schodkach. Podejście nie jest długie i już po kilku minutach nasza trójka dociera na szczyt 337 metrowego wzgórza. Urządzono tu taras widokowy, z którego roztacza się piękna panorama na okoliczne wzgórza. Widać stąd również Balaton. Dla dociekliwych umieszczono tu planszę panoramiczną przedstawiającą wzgórza i ich nazwy. Nas najbardziej interesuje Badacsony, ponieważ również dziś się tam wybieramy.
Przy parkingu znajduje się sklep z pamiątkami, gdzie kupuje się również bilety wstępu i gdzie dostępne są darmowe foldery o okolicznych atrakcjach. Są tu również stoły piknikowe i toaleta. Obok sklepu, w budynkach byłego kamieniołomu urządzono wystawę geologiczną. Jest tu również ciekawa ekspozycja skał.
Pachnący lawendą i papryką Półwysep Tihany!
Docieramy do malowniczego miasteczka o tej samej nazwie co półwysep. Kiedy Paweł załatwia sprawę z parkingiem, ja z Adelą wdrapuję się na małe wzgórze ponad nim. Znajduje się tu droga krzyżowa i roztacza się stąd ładny widok na klasztor. Robię kilka zdjęć i wracam szybko do Pawła. Zapomniałam telefonu, więc biedny rozpoczął już poszukiwania.
Nie mamy konkretnego planu zwiedzania. Idziemy ścieżką spacerową w kierunku klasztoru, z niesamowitym widokiem na Balaton! Jesteśmy w połowie drogi kiedy wychodzi na jaw, że Paweł zostawił portfel w aucie i niestety „Kto nie ma w głowie, ten ma w nogach”. Zwiedzamy centrum miasteczka. Jesteśmy zaskoczeni jego uroczą zabudową. Odnowione kamieniczki w otoczeniu zadbanych skwerków z kwiatami, malownicze kramy z pamiątkami, czujemy się prawie jak nad Adriatykiem! Wszystko tu wydaje się przemyślane i dopieszczone.
Spacerując uliczkami miasteczka trafiamy do punktu informacji turystycznej. Polecam Wam je odwiedzać. Zabieramy kilka interesujących nas ulotek i mapę szlaków rowerowych. Wiemy już na pewno, że chcielibyśmy tu wrócić z rowerami.
Godzina obiadowa już dawno minęła, ale głód nie. Rozsiadamy się w ogródku jednej z restauracji i jemy pyszną pizze. Najpyszniejsza jest jednak lawendowa lemoniada, a dodatkowo cudownie orzeźwia! W drodze na parking odwiedzamy jeszcze dom papryki, który jest udekorowany jej suszonymi strąkami z dołu, do góry. Wstępujemy jeszcze do „Lawendowej budki”, spróbować lawendowych lodów! Uwierzcie, że wybór jest trudny! Kuszą smaki czekolada z lawendą, biała czekolada z lawendą, cytryna z lawendą…i lawenda! Dobra wiadomość dla tych co na diecie (również dla diabetyków) – kilka smaków było dostępnych bez cukru, jako substancji słodzącej użyto stewi.
Półwysep to nie tylko miasteczko Tihany. Lawendowe pola i piękne krajobrazy. Jest tu sporo ciekawych miejsc do odwiedzenia, ale nam niestety brakuje czasu. Jedziemy jeszcze na przystań promową, z której można dostać się na drugą stronę jeziora. Adela w Balatonie goni węgierskie kaczki i jako jedyna z towarzystwa ma zaliczoną kąpiel w jeziorze.
Trekking na wulkan Badacsony
Dzień zbliża się ku końcowi. Czas na ostatni i chyba najbardziej wyczekiwany punkt programu. Czas na w wygasły wulkan Badacsony. Wzgórze ma 437 m n.p.m. a na jego szczycie stoi wieża widokowa.
Z trudnościami docieramy na parking, skąd prowadzi szlak. Droga jest nieoznakowana, a może jesteśmy już zmęczeni?! Parking jest płatny 2 euro za 4 godziny. Uprzejmy parkingowy pokazuje nam na mapie najlepszą opcję trasy. Ma być widokowo!
Początek szlaku jest dość stromy, wspinamy się pod górę, częściowo schodami, częściowo leśną ścieżką. Jeszcze świeci słonko i jest nam bardzo gorąco. Szlak jest uroczy, wokół ścieżki las w wiosennej, soczystej zieleni, skały i widoki na okolicę. Dookoła kwitnie i pachnie kokorycz. Po niedługim marszu docieramy na szczyt i wchodzimy na wieżę. Mamy piękny widok na pobliskie wzgórza oraz na Balaton. Niestety niebo pokrywa coraz więcej chmur.
Schodząc mylimy szlak i niestety nie docieramy w jeden z ciekawszych punktów widokowych.
Ścieżka okrąża wulkan. Po drodze mijamy stare wyrobiska kamieniołomów, a na końcu szlak prowadzi przez, przeuroczą wioskę. Bajkowe domy, winnice, z Balatonem w tle!
Zdecydowanie warto odwiedzić to miejsce! Dotknąć stopami wygasłego wulkanu, a w plecak wrzucić na pamiątkę kilka wulkanicznych kamieni!
Współrzędne parkingu: 46.794832, 17.496109
W drodze powrotnej odwiedzamy pobliskie markety. Bezskutecznie szukamy nowego palnika gazowego!
Filmowe podsumowanie tego pięknego dnia!
Film zawiera drobne wulgaryzmy szt.2 😉