Niezwykłe, kamienne horreo w hiszpańskiej wiosce Combarro i niezapomniana noc pod jeleniem.

       25 września 2019r.

 

        Dzisiejszy dzień to nasz ostatni w północnej Hiszpanii. Zanim ją jednak opuścimy, spędzimy trochę czasu w dwóch galicyjskich, rybackich miejscowościach, a zmęczeni zwiedzaniem, odpoczniemy w miejscu z genialnym widokiem, położonym już w Portugalii. Nazwaliśmy je „pod jeleniem”, gdyż na szczycie ponad nim góruje blaszany pomnik jelenia! „Pod jeleniem” spędzamy pierwszą w życiu noc na portugalskiej ziemi!

 

         Zaraz po śniadaniu udajemy się do pierwszej miejscowości, do Cambados. Trafiamy na dzień targowy! Trudno nam znaleźć miejsce parkingowe, a na nadbrzeżu pośród stoisk z towarami przewijają się tłumy ludzi. Szybko oddalamy się od tego miejsca i zaczynamy spacer pośród starych kamiennych domów, tu panuje spokój. Znajdujemy kilka ładnych zakątków, ale ogólnie miasteczko nie robi na nas szczególnego wrażenia. Jeśli zatem będziecie w tej okolicy kilka dni to warto tu zajrzeć, jednak jeśli tak jak my, będziecie robić „objazdówkę”  to szkoda czasu! Zdecydowanie natomiast polecam i uważam, że naprawdę warto przejechać kilka kilometrów dalej  i zwiedzić Combarro! Tak, w Combarro każdy zakamarek wzbudzał w nas zachwyt!

 

 

Ruiny wieży San Sadurniño. Jeden z największych skarbów miasta Cambados.
Pozostałości starego kościoła parafialnego Santa Mariña, patrona Cambados. Kościół został opuszczony z powodów politycznych i religijnych w XIX wieku. Ostatecznie służył jako cmentarz parafialny. Jego pozostałości zostały uznane za Pomnik Narodowy w 1943 roku, a dziś uważane jest za „ najbardziej melancholijny cmentarz na świecie ”

             

 

Krajobraz z punktu widokowego, położonego nad ruinami kościoła.

 

Combarro        

           

              Do Combarro udajemy się głównie, dlatego że ja bardzo chcę zobaczyć galicyjskie spichlerze! Tradycyjne, tajemnicze, kamienne konstrukcje, przypominające bardziej grobowce niż budynki. Zbudowane na kamiennych palach służyły do przechowywania żywności, a w tym regionie nazywa się je horreo.  Budowano je na podporach, aby uchronić zawartość przed wilgocią i gryzoniami. Przemierzając północną Hiszpanię oglądaliśmy ich dość sporo, były drewniane, kamienne, prostokątne, kwadratowe, jednak tu ma ich być szczególnie dużo, czyli tak jak lubię! Później kiedy już spacerujemy uliczkami wioski okazuje się, że ma do zaoferowania o wiele więcej niż tylko spichlerze.

 

         Mijamy tablicę z nazwą miejscowości i parkujemy auto przy głównej drodze. Tak robią miejscowi i  uznajemy, że w miasteczku widocznie nie ma miejsc parkingowych. Już po chwili marszu stajemy na dużym placu. W jego sąsiedztwie znajduje się  port i parking, na którym można zostawić auto, ale to odkrywamy dopiero na końcu naszej dzisiejszej wycieczki.

                 Na placu Paweł poi Ryśkę – Rysia bardzo polubiła picie wody z publicznych poideł. Od kiedy spróbowała to chce jej się pić przy każdym, kolejnym napotkanym. Ja piszczę z radości, bo dostrzegam trzy spichlerze! Każdy z nich jest inny. Stoją w rogu po drugiej stronie placu, przy wejściu na jedną z dwóch głównych uliczek. Obok nich stoi tablica z informacjami o miejscowości.

 

            Czytamy, że w przeszłości wieś w zasadzie składała się z dwóch głównych ulic, które  przetrwały do dziś i są najbardziej komercyjnymi ulicami. To przy nich znajdują się godne uwagi obiekty i to one stały się największą atrakcją tej uroczej rybackiej wioski.  

        Jak zawsze ciągnie nas w stronę wody i dzięki temu już po chwili idziemy wzdłuż brzegu rzeki Pontevedra. Stoją tu moje wymarzone horreo! Znajdują się tu także rampy używane do podnoszenia łodzi z wody i do rzucania sieci i sprzętu wędkarskiego.

 

       

           Uliczka jest wąska i ciasna, a w otaczających ją kamiennych budynkach znajdują się sklepiki. W prawie każdy wolny skrawek wciśnięte są stoiska z pamiątkami albo kawiarniane stoliki, bo oczywiście restauracyjki i kawiarenki też mają tu swoje miejsce. Jest kolorowo od pamiątek i różnych bibelotów. Panuje tu taki specyficzny wakacyjno-turystyczny klimat. Idziemy powoli, bo nasz wzrok niestety przyciągają te nieszczęsne pamiątki. Dajemy się skusić i kupujemy… no tak, ta moja oszczędność…. magnes i ściereczkę z kolorowym nadrukiem mapy Galicji. Dodatkowo marsz spowalnia fakt, że robimy mnóstwo zdjęć, ponieważ wszystko wygląda jak z obrazka.  

 

 

 

 

           Docieramy na  niewielki plac, po przeciwległej stronie wsi, z którego już tylko parę kroków na nadrzeczną plażę! Nad wodą dla Rysi będzie to najprzyjemniejsza część wycieczki! Na początku nieśmiało, potem już odważnie i bez ograniczeń Ryszarda zażywa rozkoszy w wodach Pontevedry!

      Nad brzegiem rzeki widzimy kilkoro pielgrzymów, którzy odpoczywają, w swojej drodze do Santiago de Compostella.

 

 

                 My również robimy sobie krótki odpoczynek i kiedy udaje nam się wreszcie wyciągnąć Rysię z wody, ruszamy w drogę powrotną. Teraz idziemy drugą z dwóch głównych ulic wioski. Jest tu spokojniej i niesamowicie malowniczo! Naszą uwagę głównie przykuwają tradycyjne domy rybaków. Są to jednorodzinne małe domki, z kamiennymi balkonami, z widokiem na morze. Na niektórych balkonach suszą się pęczki ziół, kukurydza, a z niektórych zwieszają się kolorowe kwiaty. Pierwotnie na parterze znajdował się magazyn do przechowywania sprzętu rybackiego i narzędzi rolniczych, a na piętrze salon z kuchnią. Wygląd domu odzwierciedlał pozycję społeczną rodziny, a kamienne balkony świadczyły o dobrej sytuacji ekonomicznej.

 

 

        Kolejną ciekawostką, którą napotykamy na naszej drodze są nietypowe, zabytkowe krzyże. Siedem z nich  wznosi się właśnie tu, w starej dzielnicy Combarro i co chwilę mijamy któryś z nich. Wszystkie przedstawiają ukrzyżowanie Chrystusa ze swojej przedniej strony (skierowany w stronę lądu), a z tyłu noszą wizerunek  Marii Dziewicy  ( skierowany do  morza). Mają one znaczenie symboliczne i ochronne. Ich początkową funkcją, była chrystianizacja miejsc pogańskich, miejsc w których gromadziły się czarownice i magowie. Często stawiane były również na skrzyżowaniach dróg.

 

 

 Opuszczamy Combarro i ruszamy w kierunku Portugalii.

 

Noc pod jeleniem.

 

         Noc pod jeleniem już na zawsze zostanie w naszej pamięci! Nigdy nie zapomnę posiłków na kamiennych ławach i wieczoru, kiedy owinięci kocami wpatrywaliśmy się z góry, w nocne światła miast! Dzieło natury i człowieka tu wyjątkowo pięknie splecione! Rzadko mamy okazję podziwiać tak urzekający, malowniczy krajobraz, zarówno o zachodzie jak i o wschodzie słońca. Nigdy też nie zapomnę Rysi, która wymyśliła sobie wodną zabawę, biegała w wąskim rowku z wodą raz moczyła łapy z prawej strony, raz z lewej. Generalnie udało jej się być mokrą, więc  przed spaniem musieliśmy pójść na spacer, aby wyschła. Oczywiście na spacer „do jelenia”

Genialne miejsce!

 

 

Link do noclegu:

https://park4night.com/lieu/87232//estrada-da-senhora-da-encarna%C3%A7%C3%A3o/portugal/#prettyPhoto

 

 

 

 

Dodaj komentarz