Prawdopodobnie najpiękniejsza panorama zachodniej Serbii czyli meandry rzeki Uvac i książkowa afera.

11 maja 2019 rok  

 

          Jesteśmy dziś w wyjątkowo malowniczym miejscu, na terenie Specjalnego Rezerwatu Przyrody „Uvac”. Powstał on w celu ochrony sępa płowego.  To rzadko występujący, ogromny  padlinożerca, którego rozpiętość skrzydeł dochodzi do 3 m i właśnie tu znajduje się największa na Bałkanach kolonia tego ptaka. Pierwszy raz widzieliśmy te ptaki będąc w Chorwacji, na startowisku paralotniowym w Tribalj. Kilkanaście sztuk krążyło wtedy w kominie termicznym i zrobiło na nas ogromne wrażenie! 

          Obok sępa płowego w rezerwacie żyje ponad 140 gatunków ptaków! Jednak nie dla obserwacji ptaków tu przyjechaliśmy, ale dla niebanalnych krajobrazów, które tworzy meandrująca pomiędzy wysokimi, skalnymi  ścianami rzeka Uvac.

 

 

 

           Dojazd do jednego z punktów widokowych zajmuje nam dużo czasu. Od kiedy pożegnaliśmy się z asfaltem minęło sporo kilometrów… Drogi może nie są luksusowe, ale w newralgicznych punktach ustawiono drewniane drogowskazy prowadzące do punktu widokowego.

             W końcu przed nami pojedyncze zabudowania, tak naprawdę trzy i miejsce wyglądające na parking. Zgodnie uznajemy, że to tu. Zostawiamy auto i podążamy wąską kamienistą ścieżką, prowadzącą przez  szczęśliwie, puste pastwiska. Ryśka jest zachwycona, z pobliskiego domu przybiegły dwa pieski, biegną chwilę za nami i głośno nas obszczekują. Oznakowań brak, ale są niepotrzebne, bo wydeptana dróżka jest dobrze widoczna, a kierunek, wiadomo, trzeba iść w stronę rzeki. Po kilkuset metrach  ścieżka dość stromo opada w dół, kończy się drewnianą platformą i na chwilę wstrzymujemy oddech!

Takimi drogami dziś się poruszamy.

 

            Widok jest pocztówkowy, zresztą nie bez powodu właśnie zdjęcia z tego miejsca znajdują się prawie w każdym folderze reklamowym Serbii. Chwilę stoimy jak zaczarowani, krajobraz wręcz hipnotyzuje! Robimy zdjęcia i idziemy na drugi punkt. Tu widok jest równie magiczny jak z poprzedniego miejsca!

 

 

Na drugim punkcie widokowym, nie ma platformy, są jakieś pozostałości drewnianych barierek. W Polsce nie do pomyślenia, już dawno byłby tu zakaz wstępu albo ogrodzenie z metalowych prętów. Cały urok w Bałkanach, że jeszcze człowiek może poczuć się wolnym!

 

 

           Wracamy do auta i szykujemy się do odjazdu, ale nie tak szybko! Paweł zauważa tabliczkę z informacją o sprzedaży serów. Ma na nie ogromną ochotę. Idziemy! Sery produkują i sprzedają mili starsi ludzie, ale wygląd obejścia nie zachęca do jego kupna. Paweł jednak jest twardy, nie rezygnuje. Kiedy kobieta idzie szykować dla nas ser, pytam mężczyznę jak im się tu żyje. Bardzo mnie zawsze ciekawią tacy ludzie. Przecież tu drogi porządnej nie ma, sąsiedzi daleko, nie mówiąc już o sklepach, lekarzu itd. Odpowiada mi z uśmiechem na ustach, że są tu szczęśliwi. Droga taka jaka jest im wystarcza, bo nie mają auta, a turyści to i tak dojadą. Mają owce, więc mają mleko, sery i mięso. Kury mają, no to są jajka i mięso z kur też. Pieką chleb, miód ma sąsiad…zwyczajnie są samowystarczalni. Na koniec dumnie dodaje, że na degustacji serów to nawet turystów z Polski mieli, autokar cały! Niewiarygodne!

 

 

Budynek kryty chyba słomą wygląda na używany, chyba mieszkają w nim owce.

 

               Słuchając opowieści mężczyzny, patrzymy zdumieni jak kobieta opłukuje pod zimną wodą z kranu na podwórku  jakiś plastikowy, jednorazowy pojemnik ( Zero waste! A co! )  i udaje się do szopki, aby nałożyć do niego sera. Ja już wiem, że go jeść nie będę, ale chwile spędzone z tymi ludźmi zapamiętam na długo!

 

Afera z książką i jedna z najzimniejszych nocy!

 

               Dziś nocleg zaplanował Paweł, nocleg na przystani, nad sztucznym zalewem, na rzece Uvac. Jest to miejsce, skąd wypływają łodzie do jaskini Ledena Pecina – tu zobaczycie film z jaskini.

             Aby tu dotrzeć pokonujemy kilka kolejnych kilometrów gruntową, dziurawą drogą, a kiedy już jesteśmy na miejscu, to jesteśmy trochę rozczarowani. Czytaliśmy,  na jednym z blogów, że jest tu  proste, skromne, darmowe miejsce campingowe, a to trochę mija się z prawdą. Jednak nie przyjechaliśmy tu tylko z tego powodu. Mamy ze sobą książkę kupioną w Polsce „Burek na Śniadanie” Argymira Iwickiego, ale o tym w dalszej części.

 

             Kiedy wjeżdżamy na teren przystani już po chwili podchodzi do nas kobieta, wiemy doskonale kim jest. Mówimy, że chcemy zostać na noc. Pokazuje nam miejsce gdzie możemy zaparkować i zaprasza nas do swojej restauracji. Dzierżawi tu część terenu, ma przyczepę kempingową, którą wynajmuje turystom, a jej mąż – jak wielu mężczyzn tutaj – wozi chętnych do jaskini. Kobieta prowadzi tu coś w rodzaju restauracji, no dobra restauracji.

 

           Parkujemy i szykujemy auto na nocleg. Kiedy Rysia zjada kolację, z książką pod pachą idziemy na piwo do Slavicy Nicolic. Mamy dla niej niespodziankę! Kładziemy przed Slavicą otwartą książkę. Slavica z niedowierzaniem patrzy na swoje zdjęcie! Jest jednocześnie ogromnie zdumiona jak i szczęśliwa! Robi zdjęcie strony, na której jest jej fotografia. Kiedy emocje trochę opadają Slavica mówi, że pamięta człowieka, który robił jej zdjęcia. Przyznaje, że nie miała pojęcia, o tym że będzie w książce!

           Na krótką chwilę znika, i wraca z opasłym zeszytem i kartonikiem. Zeszyt to taka księga gości, my również mamy zaszczyt zostawić w niej swój ślad. Slavica z dumą prezentuje nam wpisy, które są z całego świata. W kartoniku natomiast znajdują się kawał jej życia utrwalony na fotografiach i wycinki z gazet traktujące o jej restauracji, o jaskini i o kanionie rzeki Uvac. Oglądamy pamiątki Slavicy, a w między czasie przy stoliku obok zasiada co raz więcej mężczyzn. Jak się później okazuje część z nich pracuje na łodziach, a jeden to strażnik rezerwatu. Przejmują książkę i co chwilę słyszymy odgłosy zdziwienia, bo któryś z nich znajduje w niej zdjęcie osoby, którą zna. Robi się ogólne zamieszanie! Zwyczajnie książkowa afera! Pozytywna afera. Kiedy robi się spokojnie siadamy z nimi przy stoliku. Mężczyźni częstują nas piwem i robią sobie z nami zdjęcia. Wieczór jest pełen opowieści i dobrych emocji. Słuchamy o remoncie zapory, który jest przyczyną niskiego stanu wody w rzece, o problemie z drogą, której nie chcą im zrobić, o autokarach pełnych turystów, którzy przyjeżdżają zwiedzać jaskinię i na posiłek. Niestety bez  Slavicy. Opuszcza nas, ponieważ jej wnuczek się rozchorował i jedzie do wioski pomóc synowi nad jego opieką.

 

Autograf musi być!
Slavica Nikolic

 

             Po miłym wieczorze przychodzi noc! Jest wyjątkowo zimna. Na przystani nie ma prądu i nie możemy ogrzać się farelką. Flanelowa piżama, gruba bluza i spodnie dresowe nie pomagają i tak marznę! Nie ma tu również wody pitnej, więc jeśli chcielibyście tu nocować musicie zaopatrzyć się w wodę. 

 

         Jak Slavica obsługuje autokary turystów i jak sama mówi czasem trzy naraz? Bez dostępu do wody pitej, bez prądu, na kilku metrach kwadratowych – musiałam wejść do „kuchni” w poszukiwaniu Rysi. Dla mnie to abstrakcja, nie mówiąc o sanepidzie…ale to są właśnie Bałkany! 

 

 

Ze względu na remont zapory, w jeziorze Sjenicko nie ma wody! Na zdjęciu widać, po śladach na skałach, jaki powinien być poziom wody. Dla tych ludzi to dramat.

 

Informacje praktyczne:

  • Jeśli nie macie kampera, nie śpicie pod namiotem to jako bazę noclegową wybierzcie miejscowość Zlatibor. Ceny za apartament są tu stosunkowo niskie, w miasteczku jest wszystko potrzebne do życia, a w jego okolicy znajdziecie jeszcze wiele ciekawych miejsc i atrakcji.

 

 

 

  • wejście na punkt widokowy jest bezpłatny, no chyba że spotkacie strażnika to zapłacicie za wstęp do rezerwatu, można do niego dojechać autem – tak jak zrobiliśmy to my, można również tu dojść oznakowanymi ścieżkami
  • wycieczkę łodzią meandrami rzeki Uvac wraz ze zwiedzaniem Lodowej Jaskini, załatwicie na miejscu w restauracji u Slavicy 

 

 

 

Dodaj komentarz