Czarnogórski Kotor czyli miasto kotów

Plątanina uliczek, czerwone dachy, koty i widoki okraszone potem!

 

 

            Na urlopie tak to już jest, że ma się  mało czasu, a dużo na liście do zwiedzania. Opuszczamy Perast i jadąc wzdłuż Boki docieramy do kolejnej „perełki” czyli do Kotoru. Miasto znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO i jest ponoć drugim – po Dubrowniku – najpiękniejszym miastem na wybrzeżu Adriatyku.

 

 

Tuż po przekroczeniu granic miasta wiemy, że to nie jest miejsce dla nas. Tłumy turystów, masa aut, korek, brak miejsc parkingowych, nawet na tych płatnych parkingach. Jest wrzesień, ale wydaje się, że tu sezon trwa chyba cały rok! Po długim oczekiwaniu wreszcie udaje nam się zaparkować Srebrną Strzałę. Wyposażeni w aparaty i wodę, wyruszamy na podbój Kotoru.

 

 

           Jest urokliwie, ale bardzo tłoczno! Spacerujemy wąskimi uliczkami, w otoczeniu pięknych zabytkowych budowli. Podziwiamy kamienne domy i obserwujemy koty! Jest ich tu naprawdę sporo!

 

         Z ciekawości zaglądamy do kilku klimatycznych sklepików z pamiątkami. Oprócz turystycznych standardów, znajdujemy tu bardzo dużo pamiątek ozdobionych kocim motywem. Dla mnie fenomenalnym przeżyciem jest wejście do sklepu z Mikołajami Świątecznymi. Tak naprawdę to nie wiem czy dlatego, że figurki są magicznie piękne czy może dlatego, że jest to dość abstrakcyjne. Wakacje, upał i Mikołaje!

        Paweł najbardziej jest zainteresowany kotami, które występują tu w dość dużej ilości. Koty wylegują się na chodnikach, pod palmami, na krawężnikach, dosłownie wszędzie! Wyluzowane, wygrzewają się w słoneczku i zupełnie nie przejmują się przechodzącymi obok nich  ludźmi. Koty mają tu nawet swoje muzeum.

 

         Spacer po uliczkach Kotoru jest naprawdę przyjemny, jednak nas najbardziej kusi widoczna z dołu, górująca nad miastem twierdza. Droga, która prowadzi na nią, to mordercza wspinaczka po murach obronnych. Kamienistą ścieżką z zakosami, wspinamy się na twierdzę św. Jana. Tu widoki są wyjątkowe! To stąd miasto prezentuje się najokazalej. Z tej wysokości czerwone dachy domów, poprzecinane siecią wąskich uliczek wyglądają zachwycająco! Miasto razem z  Zatoką Kotorską tworzą pocztówkowy krajobraz. Jedno idealnie współgra z drugim. Jesteśmy spoceni, zmęczeni, ale bezsprzecznie warto było tu przyjść.

 

 

 

 

 

 

 

             Ceny i kolejki w punktach gastronomicznych skutecznie zniechęcają nas do zaspokojenia głodu w Kotorze. Mega głodni opuszczamy miasto. W drodze na kemping znajdujemy fajną miejscówkę (Vuksic Centar – HDL Express Restoran). Jest to połączenie czegoś w rodzaju baru szybkiej obsługi z kawiarnią.  Jest tu też darmowe WI-FI – musielibyście widzieć ten uśmiech zadowolenia na twarzy Pawła!  Dodatkową atrakcją tworzą schodzące do lądowania,  na pobliskie lotnisko w Tivacie samoloty. Oglądamy je popijając kawkę i jedząc lody 🙂

 

 

       Oferowane potrawy, tak jak w naszych szybkich barach, są przygotowane wcześniej i umieszczone na podgrzewaczach.  Okazuje się to bardzo wygodne jak nie zna się języka. Wybieramy potrawę, pokazujemy obsłudze palcem i gotowe. Wybrane zestawy były bardzo smaczne i co ważne, w przyzwoitej cenie.

Dodaj komentarz